Powiedz mi to... kwiatami

O uczuciach w dzisiejszych czasach mówi się raczej otwarcie. Otwarcie i w moim odczuciu często dość banalnie - różową kartką walentynkową, pluszową maskotką, obowiązkowo zaopatrzoną w napis "I love You" czy poduszką ze zdjęciem i serduszkami. Na ten pseudo-miłosny kicz mam niestety (albo stety) alergię i jak przystało na dinozaura tęsknię za czasami, kiedy podobne wyznania czyniono nieco subtelniej. 

Jak powiedzieć "Kocham Cię", "Tęsknię za Tobą", "Podziwiam Cię" bez słów? Kwiatami.

Prawie trzy lata temu wpadła mi w ręce książka pod tytułem "Sekretny język kwiatów" (na pewno jeszcze o tym tytule napiszę). Zaczęłam czytać i... przepadłam. Przyznać się muszę, że romansów i ckliwych historii obyczajowych czytać nie lubię, wręcz bronię się przed nimi jak mogę. Jednak ta książka, która jednak co tu kryć romansem jest, niemal z miejsca trafiła na moją prywatną półkę z ulubionymi tytułami i jest przeze mnie odświeżana co najmniej raz na pół roku (to moje prywatne zboczenie, że potrafię jedną i tą samą książkę przeczytać dziesiątki razy - bynajmniej nie bez przyjemności). Siłą tej pozycji jest to, że pod płaszczykiem historii miłosnej autorka sprytnie ukryła niemal encyklopedyczną wiedzę o mowie kwiatów. Przyznam, że z zafascynowaniem wczytywałam się we fragmenty, w których główna bohaterka projektuje bukiety, które mówiły dużo więcej niż te dwa proste słowa. Lektura napędziła mnie do zgłębienia wiedzy tajemnej na temat języka kwiatów i dziś mogę powiedzieć, że jest to jeden z moich ulubionych tematów jeśli chodzi o florystyczną teorię.

Wiadomości ukryte w kompozycjach kwiatowych były ulubioną zabawą zakochanych w dawnych czasach - wtedy niemal każdy znał mowę poszczególnych kwiatów, wiedział w jaki sposób, przy użyciu określonych gatunków przekazać komuś wiadomość - i tą dobrą i tą gorszą. Dzisiaj (nad czym mocno ubolewam) język kwiatów odchodzi do lamusa, bukiet żółtych róż przyjmowany jest z radością, a kiedyś można było za niego dostać w przysłowiowy łeb przysłowiową nieoszlifowaną patelnią, a wiele roślin jest niesłusznie wykluczanych np. z bukietów ślubnych. Tu dla wyjaśnienia przytoczę historyjkę o moim własnym bukiecie ślubnym. 

Mój bukiet ślubny (i kotka Spacja w gratisie)
Autor bukietu: Piotr Salachna
Fot. Mariusz Strzelczyk
Przed ślubem, jak to przed ślubem, jak każda przyszła Panna Młoda, opracowywałam swój ślubny image w coraz drobniejszych szczegółach. Suknia była kupiona, dodatki też, buty przygotowane, biżuteria spoczywała w szufladzie czekając na swój wielki dzień, kolorystyka i styl całości opracowany, przegadany z Mamą i koleżankami. Przy wyborze bukietu ślubnego zacięłam się - wiedziałam tylko jakie mają być kolory i kształt - gatunki kwiatów podsunął mi wykonawca mojego cudeńka i okazały się strzałem w dziesiątkę. Niepodważalnym fundamentem i jedynym punktem stałym, wybranym grubo przed wyborem sukni ślubnej była jedna jedyna skromna roślinka - bluszcz pospolity, mój ulubiony - MUSIAŁ się tam znaleźć. Niemal natychmiast po tym jak w odpowiedzi na pytania niektórych znajomych i rodziny wyjawiłam moje "chciejstwo", urosła w siłę krucjata pod wspólnym wzniosłym hasłem "NIE dla bluszczu w bukiecie ślubnym Agnieszki". Powtarzający się argument brzmiał mniej więcej tak:
"A jak to będzie wyglądało - cmentarna roślina w bukiecie, to nieszczęście przynosi !!!"
Głowę suszono mi długo i namiętnie, ale na swoim postawiłam - bluszcz w bukiecie się znalazł. Jak się okazało instynkt mnie nie zawiódł - mój wymarzony bluszcz w mowie kwiatów oznacza nic innego jak wierność. Dobry przekaz w miłych okolicznościach składania przysięgi małżeńskiej? Ja myślę, że tak.

Mowa kwiatów powinna też nieodłącznie towarzyszyć osobom, które zajmują się florystyczną oprawą uroczystości religijnych - powstały wszak całe podręczniki na temat symboliki kwiatów w liturgii Kościoła i zajmując się tym tematem zdecydowanie warto się z nimi zaznajomić. Tu również niestety coraz częściej odbiega się od pielęgnowania tych pięknych tradycji wybierając to co aktualnie modne. Wielka szkoda...

Mam nadzieję, że zainteresowałam Was tym tematem. W następnym wpisie umieszczę słownik mowy kwiatowej - z jego pomocą naprawdę można skomponować bukiet, który powie bardzo wiele i bez liścika. Dodatkowo jakże miła to alternatywa dla zbioru smsów z serduszkami.

4 komentarze:

  1. Fajny blog :) Miło się czyta. Będę czekać na wpis ze słownikiem, bo jedyne co wiem, to to, że czerwone róże= miłość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam zatem do nowej notki - bo nawet z tymi różami to bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać ;)

      Usuń
  2. Witaj Agusiu :) chyba wszystkie Agnieszki lubią kwiaty. Bedę śledzić Twojego bloga bo tematyka jak najbardziej mi odpowiada. Czekam na kolejny wpis. Pozdrawiam Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...