Bukiet ślubny z czerwonych róż

Witajcie!

Dzisiaj znowu trochę zdjęć - otworzyłam swój tegoroczny sezon ślubny - pierwszy bukiet w tym roku już za mną :) Tym razem bardzo klasyczna i delikatna wiązanka z czerwonych róż 'Red Naomi', z przybraniem w postaci odrobiny złotego, ozdobnego drucika i białych perełek oraz pasujące do niej dodatki - kwiatek do włosów dla Panny Młodej i do butonierki dla Pana Młodego.










Muffinka jak zwykle chętnie pozowała z bukietem - prawda, że świetna z niej modelka ? :)


...oczywiście musiała również każdą różę przetestować zapachowo - można powiedzieć, że są to już róże z atestem :)




Tyle na dzisiaj, życzę Wam miłego weekendu :)

Plecionki, zawijasy i przekładańce, czyli proste jak drut

Zaczęło się niewinnie - w czasie studiów florystycznych została mi zaprezentowana technika tworzenia przedmiotów ozdobnych (tu konkretnie chodziło o kielichy) z wyżarzonego drutu - pomysł samego mistrza Gregora Lersch'a (jeśli florystyka ma swojego boga, to on nim jest). Technika tak genialna w swojej prostocie i pozwalająca na dowolną żonglerkę pomysłami, że zaraz później przepadłam na dobre - swoją pierwszą pracę w tym stylu wykonałam jeszcze tego samego dnia, kolejnego zaczęłam drugą, później kolejne, a to co działo się przez kolejny rok było niespodzianką nawet dla mnie samej, bo pokusiłam się o wykonanie form wielokrotnie większych niż jakiś tam kielich. ;)


A było tak...


 Pierwszy mój wyrób - widać niedociągnięcia, ale podobno już wtedy było wyraźne, że złapałam bakcyla :D
W szczegółach wygląda to tak:



Długo nie czekałam na ciąg dalszy - następnego i przez kolejne cztery dni dzielnie wyrabiałam kolejne dzieło - tulipanowy świecznik, który do dzisiaj ozdabia mój salon:


Później zaczęły się wariacje na temat mojej ulubionej biżuterii floralnej - do dzisiaj bardzo lubię to zdjęcie:


Tutaj jak zwykle zawładnął mną niepohamowany brak umiaru - kolejne ozdoby wylewały się z szuflad. Część z nich wykonałam w ramach prezentów - jak choćby te kolczyki:


Jesienią 2011 narodził się szalony pomysł skonstruowania z drutu całej instalacji - sukni na potrzeby sesji zdjęciowej u znajomego fotografa - ruszyłam do boju i po prawie półrocznej pracy, dziesiątkach kołków drutu, wielu pokaleczonych palcach, złamanych paznokciach i czterech sezonach serialu Dr House na DVD (najlepiej pracuje mi się przy serialu w tle) powstała gotowa kreacja. Posłużyła mi ona w tak zwanym międzyczasie jako element mojego dyplomu na studiach florystycznych - była moją pracą na temat "Bukiet lub ozdoba ślubna". Poszłam kroczek dalej i zaprezentowałam cały stój Panny Młodej i to nie byle jakiej - miała to być Alicja z Krainy Czarów :)


Na modelce sama suknia, bez kwiatowych dodatków prezentowała się następująco:

Fot. Mariusz Strzelczyk
Makeup: Emilia Strzelczyk
Na zdjęciu: Gosia Wojtaszek


...ponoć nosiła się całkiem wygodnie ;)

Nie obyło się też bez ślubnych akcentów - był wyplatany prawie dwa tygodnie wachlarz, służący jako podkład pod bukiet Panny Młodej:


Ten sam wachlarz po dodaniu kwiatów wyglądał tak:






Cóż... przymierzam się do kolejnej sukienki - manekin krawiecki bez drucianego gorsetu jakoś smutno wygląda, no i trochę odcinków House'a do obejrzenia wciąż mi zostało :) Do tego chodzi mi po głowie inny "duży" pomysł na zdefraudowanie znacznych ilości ozdobnego drutu aluminiowego, ale na razie ciii... :) Co będzie dalej? Sky is the limit jak to mówią :)


Bukiet urodzinowy

Witajcie :)

Dzisiaj mniej tekstu, a więcej zdjęć - świeżo zamówiony i zrobiony duuuży bukiet urodzinowy, z okazji bardzo okrągłych urodzin.

Kryza pod bukiet powstała z gałązek brzozowych - sam bukiet to kolorowy miks z gerber, goździków, tulipanów, chryzantemek i nawłoci - całość uzupełniona gałązkami tobołków polnych i salalu. Miało być wesoło i optymistycznie i mam nadzieję, że taki efekt udało mi się osiągnąć :)

Miłego oglądania!


Moja mała pomocnica florystyczna - Muffinka też chciała znaleźć się na zdjęciach. :)








Jego wysokość storczyk

Wystarczy przejść się po mieście i rozejrzeć się po oknach mijanych domów. Gości w większości z nich - niekwestionowany król parapetów - jego wysokość storczyk Phalenopsis. Za co go tak kochamy? Powodów jest wiele, a wśród nich te najbardziej prozaiczne - jest tani, łatwo dostępny (przyznać się od razu - kto choć raz wyszedł z supermarketu, do którego przyszedł zrobić zakupy spożywcze, z dodatkowym balastem w postaci nowego storczyka? - ja tak - wiele razy :D ), przy zachowaniu paru zasad również łatwy w pielęgnacji. Do tego kwitnie długo, obficie i wielokrotnie. Mało? Ma spory wpływ na jakość powietrza w pomieszczeniu, w którym żyje. Już nie mówiąc o tym, że mnogość rozmiarów (od mikrusów, z kwiatkami wielkości paznokcia, po ponad metrowej wysokości olbrzymy), kształtów kwiatów i przede wszystkim ich kolorów, odcieni i umaszczenia może sprawić, że niejednej osobie porządnie zakręci się w głowie przy okazji wyboru nowego storczyka. 
Nie będę nawet próbować liczyć ile razy znajomi wypytywali mnie o pielęgnowanie storczyków. Dzisiejszy wpis jest moim ubezpieczeniem na przyszłość, gdy znowu ktoś do mnie zawita z podobnymi pytaniami - to będzie gotowe mini-kompendium wiedzy o tym co zrobić, żeby nasz storczyk Phalenopsis był zdrowy i piękny - zapraszam zatem do zapoznania się z garścią informacji na temat samego storczyka oraz z poradami co, jak, kiedy i po co. :)

Nasz dzisiejszy bohater w naturze zamieszkuje strefę zwrotnikową krajów Azji, Australii oraz Oceanii. Niewiele osób wie, że ma też polską nazwę - ćmówka. Storczyk ten jest epifitem, czyli rośliną, która rośnie na innej roślinie - w tym przypadku zwykle na drzewach. Nie ma to jednak żadnego związku z czerpaniem od drugiej rośliny czegokolwiek poza "plecami" do życia - Phalenopsis nie jest pasożytem.


Jakiś czas temu przeczytałam gdzieś bardzo trafną definicję storczyków Phalenopsis jako roślin domowych, mianowicie, że są najłatwiejsze i najtrudniejsze w uprawie. Dlaczego najłatwiejsze? Ponieważ w odróżnieniu od innych roślin z rodziny storczykowatych nie mają większych wymagań, a odmiany hodowlane z powodzeniem dają sobie radę w normalnych warunkach, jakie panują w mieszkaniach. Dlaczego w takim razie są najtrudniejsze w uprawie? Odpowiedź jest prosta - w znakomitej większości przypadków właśnie te storczyki rozpoczynają naszą storczykową przygodę, a więc to na nich zdobywamy umiejętności, ćwiczymy i (niestety) popełniamy błędy, które często kosztują nas życie naszej roślinki. Cóż - początki są trudne, ale od czegoś trzeba zacząć, jeśli marzy nam się własne orchidarium. Jedno jest pewne - na jednym falenopsisie rzadko się kończy, a instynkt kolekcjonera (ooo! takiego żółtego, z różowymi żyłkami jeszcze nie mam!) budzi się szybko, niepostrzeżenie i wkrótce odbiera resztki przestrzeni parapetowej w mieszkaniu. Wiem coś o tym... obecnie rolę jedynego cenzora moich storczykowych zapędów (mój Mąż poddał się dawno temu w tym temacie) pełni nasz najmłodszy lokator - kotka Muffinka, która ma autentycznego kota na punkcie kolekcjonowania i składowania pod meblami podłoża do uprawy storczyków oraz testowania odporności storczyków wraz z podłożem i doniczką na działanie siły grawitacji. :)


No dobrze. Jak zatem dbać o naszych storczykowych podopiecznych? Oto dziesięć przykazać miłośnika storczyków Phalenopsis

- Storczyki najlepiej czują się tam, gdzie jest sporo słońca - wybierajmy dla nich stanowiska, gdzie dużo jest rozproszonego światła. W ostateczności może być miejsce w półcieniu, ale im ciemniej będzie, tym mniejsza szansa na wielokrotne, obfite kwitnienie.

- Ze słońcem mimo wszystko nie należy przesadzać - jeśli ulokujemy nasze falenopsisy na parapecie okna o południowej wystawie pamiętajmy aby zacieniać je, tak aby na liście nie padało bezpośrednio światło słoneczne - takie "opalanie" storczyków szybko może się skończyć brzydkimi plamami na liściach - słońce po prostu je poparzy.

- Storczyki kochają wilgoć w powietrzu - w mieszkaniu nie jesteśmy w stanie zapewnić im optymalnej wilgotności, dlatego należy codziennie zraszać liście i korzenie powietrzne mgiełką ze spryskiwacza do roślin. Na rynku dostępne są także specjalne odżywki do zraszania storczyków, jednak sama czysta, przegotowana i odstana woda w zupełności wystarczy. Pamiętajmy, aby zraszać rośliny rano lub wieczorem, kiedy nie grozi im oparzenie od słońca - woda na liściach może zadziałać na zasadzie soczewki.

- Falenopsisy lubią ciasne pojemniki, dlatego nie śpieszmy się z ich przesadzaniem - podłoże należy wymieniać gdy się rozłoży, czyli mniej więcej co dwa-trzy lata. Wtedy też możemy skontrolować czy większość korzeni znajduje się w pojemniku - jeśli tak, to nasza roślina nie potrzebuje większej doniczki. Jeśli większość korzeni ucieka na zewnątrz warto się rozejrzeć za nieco większą osłonką - pojedyncze korzenie powietrzne jak najbardziej mogą wychodzić z pojemnika.

- W osłonce, w której rośnie storczyk powinno być sporo powietrza - podłoże powinno być lekkie, rozluźnione i przepuszczalne. Jeśli w pojemniku rozpanoszą się glony (zielony nalot) oznacza to, że wewnątrz jest zbyt mało powietrza i zbyt dużo wilgoci - można wtedy nawiercić kilka otworków w  ścianach osłonki, a na pewno zastanowić się nad częstotliwością podlewania.

- Falenopsisy podlewamy poprzez namaczanie - przezroczyste osłonki, w których rosną zanurzamy na 15-20 minut w wodzie, tak aby podłoże i korzenie wchłonęły wodę. W ozdobnej osłonce, do której wstawiamy storczyka nie powinna skraplać się woda - storczyk nie może przez cały czas stać w wodzie.

- Częstotliwość podlewania zależy od kilku czynników. Oprócz klimatu panującego w pomieszczeniu, gdzie znajdują się rośliny bardzo ważny jest też rodzaj podłoża - storczyki zwykle sprzedawane są z podłożem z kory i włókna kokosowego. Częstym dodatkiem jest mech, czasami trafia się nawet gąbka. Wodę najbardziej chłonie i przetrzymuje właśnie mech - im więcej go w podłożu, tym rzadziej storczyka należy podlewać - przelać roślinę jest bardzo łatwo, stąd krótka droga do gnicia korzeni a to niestety w dużej liczbie przypadków przyczyna śmierci storczyka.



- Sygnałem do namoczenia storczyka jest zmiana koloru korzeni - u rośliny podlanej mają one kolor zielony, gdy wyschną robią się srebrne. Nie polegajmy na kalendarzu - w zależności od pogody, pory roku czy ogrzewania w mieszkaniu różne mogą być pory kolejnego namaczania. Wystarczy co parę dni skontrolować kolor korzeni - roślina sama nam powie, że chce pić.

- Do wody warto dodawać nawozy - dobrze odżywiona roślina odwdzięczy się bujnym wzrostem i pięknym kwitnieniem. Osobiście polecam nawóz do storczyków Biopon. Oczywiście nawozy stosujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu - przekarmienie rośliny zabije ją dużo szybciej niż kompletny brak nawożenia.

- Jeśli zależy nam na długim kwitnieniu, w miarę możliwości nie obcinajmy przekwitniętych pędów - w dziewięciu na dziesięć przypadków taki pęd wypuści nowe odgałęzienia, a na nich nowe pączki i w rezultacie kwiaty. Storczyk sam wie najlepiej co jest mu niepotrzebne - pędy, które mu się już do niczego nie przydadzą sam ususzy - taki uschnięty patyczek możemy bez wyrzutów sumienia odciąć. Wszystko co zielone ma szanse na kolejne kwitnienie. Jak mawia pan doktor, który wprowadził mnie w świat florystyki "po dżunglach nikt z nożyczkami nie biega a storczyki mimo to kwitną jak szalone". :)

Mam nadzieję, że te rady pomogą Wam w opiece nad Waszymi storczykami. Pamiętajcie, że Phalenopsis to zaledwie wierzchołek storczykowej góry lodowej. Później warto się zaznajomić z innymi gatunkami - możliwości są dziesiątki. Powodzenia!




Ikebana - azjatycki poemat napisany kwiatami

Lubię "starą" Japonię. Podziwiam Japończyków za to, że na przestrzeni wieków z prozaicznych, codziennych czynności potrafili wyczarować prawdziwe rytuały - czy to proste parzenie herbaty, kąpiel, pielęgnacja ogrodu, czy nawet zdejmowanie i zakładanie butów po powrocie i przy wychodzeniu z domu. Po domu panoszą mi się dziesiątki książek o Japonii, sama marzę, żeby kiedyś tam pojechać (lista "musthave-ów" do zwiedzenia powstała dawno temu), co na razie niespecjalnie jest możliwe, ale może kiedyś ;) Nawet w kwestii florystyki to co japońskie było tak naprawdę pierwszym co poznałam i pokochałam, na długo przed tym, zanim w ogóle przyszło mi do głowy podjąć naukę w tej dziedzinie. Dzisiaj krótka opowieść o ikebanie.


Ikebana nie narodziła się w Japonii - jej korzeni należy się doszukiwać raczej w Chinach i Korei, gdzieś na początku VI wieku n.e. jednak ostateczny kształt nadali jej japońscy mnisi - tutaj mała ciekawostka, że w japońskim społeczeństwie, które tradycję szanuje jak mało które, aż do XIX wieku układanie kwiatów było czynnością zarezerwowaną tylko  wyłącznie właśnie dla mnichów buddyjskich. Dziś wiele jest szkół nauczających tradycyjnego japońskiego układania kwiatów, każda z nich ma bogatą historię i tradycję - są też takie, które działają od wielu wieków, kształcąc kolejnych mistrzów.

Tworzenie ikebany - tradycyjne malowidło japońskie
źródło: http://moderntokyotimes.com
Nazwa ikebana dosłownie oznacza "żyjące kwiaty" i wiele mówi o podstawowych założeniach, którymi powinien kierować się człowiek, chcący zgłębić jej tajemnice. Wszystko opiera się na prostym fundamencie trzech linii, reprezentujących ziemię, niebo i człowieka. Ikebana kocha asymetrię i swobodę, nie zamyka kompozycji w ciasnych ramach, zachęca by przede wszystkim zwracać uwagę na indywidualne cechy roślin, nie próbując na siłę ich zmieniać. Tradycyjne kompozycje kwiatowe cechują się prostotą i skromnością, na próżno można tam szukać ostentacji czy wyrafinowania - tradycyjna Japonia unika jak ognia obnoszenia się z bogactwem.

źródło: http://moderntokyotimes.com

Fascynujące w ikebanie jest to jak wiele subtelnych zasad nią rządzi. Tutaj nic nie jest przypadkowe, chociaż czasami właśnie tak wygląda. Rośliny w kompozycjach dobierane są ze względu na porę roku i okazję - na przykład w Nowy Rok główną bohaterką ikebany jest sosna a chryzantema - ukochany kwiat Japończyków - ma swoje święto dziewiątego września. Nawet dobór i rozkład narzędzi do wykonania kompozycji jest z góry narzucony i tylko podkreśla japońską sumienność i niemal rytualne podejście do pracy. 

Każdy z tradycyjnych stylów ikebany charakteryzuje się odrębnymi cechami:

- styl Rikka - "kwiaty stawiane" - tutaj równie ważne jak sama kompozycja jest również naczynie, zdobione i efektowne, całość natomiast jest bardzo statyczna i symetryczna, ulubionymi roślinami w tym stylu są sosna, cedr oraz cyprys, był to ulubiony styl dworu cesarskiego dawnej Japonii, obecnie chętnie stosowany przy okazji świętowania Nowego Roku

- styl Seika - styl stworzony przez szoguna Yoshimasę, kwiaty (ulubione to lilia i róża w towarzystwie aspidistry) układa się w średnich i niskich wazonach, wierzchołki kompozycji tworzą trójkąt - jest to bardzo klasyczny styl, ukazujący maksymalną prostotę - używa się w nim zwykle nie więcej, niż dwóch gatunków roślin na raz - ze względu na bardzo sztywne zasady i ograniczoną liczbę elementów kompozycje w tym stylu są najprostsze do ułożenia (oczywiście jak na ikebanę, która sztuką łatwą bynajmniej nie jest...)

-styl Moribana - dosłownie "spiętrzone kwiaty" - rośliny układa się w płaskich naczyniach, przez co wymagają dodatkowego mocowania - w tym celu stosuje się tak zwane kenzany - ciężkie płytki ołowiane, zaopatrzone w kolce, na które nabija się rośliny, w tym stylu rządni asymetria, nie ma też specjalnych reguł co do ilości elementów

- styl Nageire - "wrzucane kwiaty" - w tym stylu wykorzystuje się wysokie naczynia, w których rośliny ułożone są swobodnie - dość pozorna to swoboda, ponieważ istnieje szereg zasad, rządzących tym pod jakim kątem należy poprowadzić poszczególne linie - w tym celu stosuje się patyczki mocujące - kubari - układane w szyjce wazonu, tak aby skierować rośliny w odpowiednich kierunkach

- styl Heika - tutaj stosuje się głównie wysokie, smukłe naczynia, dzięki czemu nie ma potrzeby stosowania patyczków mocujących ani kenzanów - pierwsze skrzypce grają linie pionowe 

Uff... tyle na temat tradycji. 

Co nowego przyniosły czasy obecne? Poza pielęgnowaniem starych szkół ikebany, powstało wiele nowych - choćby ciekawa Jiyubana, którą pokochałby każdy fan recyclingu. W tym stylu materiałem do budowy kompozycji może być dosłownie wszystko - wystarczy tylko puścić wodze fantazji - szkło, plastik, pióra? W porządku! Całość można uzupełnić, wedle życzenia wykonawcy choćby butelką plastikową lub zużytymi żarówkami. Sztuka nowoczesna wkroczyła również w tradycyjny świat ikebany, :) Na uwagę zasługuje również nowoczesny styl Gigant - są to potężne, wielometrowe instalacje, zwykle wykonane z użyciem długich gałęzi. Są atrakcją wystaw i umilają wystrój wielu hallów japońskich biurowców. Najbardziej znana kompozycja tego stylu powstała w roku 1958, stworzona przez niekwestionowanego mistrza Giganta - Sofu Teshigaharę, w celu uświetnienia wielkiej wystawy w Tokio. Cała instalacja miała 25 metrów wysokości a skonstruowano ją z pni, gałęzi i korzeni drzew zniszczonych w czasie nawałnicy. 

Już wkrótce recenzja pewnej książki, którą można zaklasyfikować jako "naukę podstaw ikebany dla europejskich żółtodziobów" :)
Miłej niedzieli!


Biżuteria kwiatowa czyli "przychodzi florystka do jubilera..."

Szykuje się wielki bal, wesele, inne uroczyste wyjście? Szafa pełna ubrań, sukienek do wyboru do koloru, a Ty dalej nie masz pojęcia jak się ubrać? Najzwyklejsza "mała czarna" wiele zyskuje dzięki dodatkom, oryginalna biżuteria każdej kreacji nada szyku i przyciągnie spojrzenia. Tej najbardziej oryginalnej biżuterii nie szukaj u jubilera tylko u florystki! :)

Odkąd zrobiłam swoją pierwszą bransoletkę kwiatową zafascynował mnie ten temat - im drobniejsze elementy i bardziej jubilerska robota, tym bardziej mi się podoba - gdybym do ludzi miała taką cierpliwość, jaką mam do kwiatów, to chyba trochę prościej by się żyło :D Od tej pory wykonałam dziesiątki bransoletek, wpinek do włosów, opasek, kolczyków i naszyjników - niejednokrotnie zaopatrzonych w misterne plecionki z drutu ozdobnego (to zdecydowanie moja ulubiona praca) i koraliki. Zdarzyły się również większe instalacje - chociażby druciane skrzydła z goździkami i alstremerią, wykonane na potrzeby sesji zdjęciowej - mój Mąż wykazał się wtedy wielką tolerancją i cierpliwością, ponieważ całość montowałam na jego plecach. ;)

Oryginalne kwiatowe dodatki odpowiednio przygotowane i zabezpieczone będą nam służyć przez cały Wielki Dzień, bez obawy, że kwiaty nie wytrzymają bez wody. W tym celu rośliny najpierw poddaje się kondycjonowaniu, a następnie zabezpiecza przed utratą wilgoci - taśmując je, watując lub zabezpieczając klejem do kwiatów. Ważny jest też sposób przechowywania kwiatowej biżuterii od momentu odebrania od florystki - kwiaty powinny być nakryte lekko wilgotną ligniną, całość należy przetrzymać w chłodnym i ciemnym miejscu - często nawet w lodówce.

Kwiatową biżuterię polecam szczególnie dziewczynkom przystępującym do Pierwszej Komunii oraz Pannom Młodym. W pierwszym przypadku często dziewczynce pierwszokomunijnej wręcza się bukiecik. Osobiście wydaje mi się, że dziecko zaaferowane ceremonią i ogólnym rozgardiaszem tego dnia najpewniej gdzieś ów bukiecik zapodzieje lub będzie on mu przeszkadzał. Prostym rozwiązaniem jest, dopasowana do stylu wianuszka komunijnego, niewielka bransoletka. Prawidłowo wykonana nie będzie się zsuwać i wytrzyma dowolne perypetie nie drażniąc właścicielki. W przypadku Panien Młodych sprawa jest oczywista - każda chce wyglądać pięknie i oryginalnie. Kwiatowy naszyjnik, opaska lub kolczyki odmienią najprostszą suknię i na pewno na długo pozostaną w pamięci gości weselnych. Kwiatowa bransoletka natomiast z powodzeniem zastąpi tradycyjny bukiet ślubny, będzie też świetnym zamiennikiem dla bukietu  Świadkowej, która nawet bez niego zwykle ma pełne ręce roboty.

Poniżej prezentacja kilku moich florystyczno - jubilerskich prac. Miłego oglądania! :)

Naszyjnik
Fot. Mariusz Strzelczyk
Make-up Emilia Strzelczyk



"Ostry" komplet
Fot. Mariusz Strzelczyk
Make-up Emilia Strzelczyk

Bransoletka na ramię
Fot. Mariusz Strzelczyk

"Skrzydła"
Fot. Mariusz Strzelczyk
Make-up Emilia Strzelczyk


Ślubna ozdoba do włosów







Symbolika roślin - słownik

Witam!

Jak Wam minął weekend? Na osłodę poniedziałku - oto obiecany słownik mowy kwiatów. Miłego czytania :)

A
agawa - wieczna miłość
aloes - ranisz mnie
alstremeria - poświęcenie
aster - cierpliwość

B
barwinek - miłe wspomnienia
bazylia - nienawiść
bez lilak - moje serce należy do ciebie
bluszcz - wierność, wieczna miłość
bratek - myślę o tobie, pomyśl o mnie

C
cedr - moc, siła
chryzantema - darzę cię uczuciem
cyklamen - podziwiam twoje piękno
cyprys - żałoba

D
dalia - nie odrzucaj mnie
dziurawiec - przesądy
dzwonek - dziękuję

E
eukaliptus - ochrona
eustoma - uznanie

F
fiołek - sekretne uczucie
floks - zgodność dusz
forsycja - czekam...
frezja - uznanie, wieczna przyjaźń
fuksja - nic z tego nie będzie

G
gardenia - kocham w tajemnicy
gerbera - szacunek
goździk biały - głębokie uczucie
goździk czerwony - podziękowania
groszek pachnący - nie wierzę w to uczucie

H
heliotrop - przywiązanie

hiacynt biały - piękno
hiacynt fioletowy - wybacz mi

hortensja - niedostępne piękno

I
imbir - siła

J
jałowiec - niezadowolenie
jaskier - niewdzięczność
jaśmin - pokochasz mnie?
jemioła - będę walczyć
jeżyna - zazdrość

K
koniczyna - pomyśl o mnie
kosaciec - chcę cię zobaczyć
kukurydza - dostatek
kwiat wiśni - ulotne piękno

L
lawenda - nieufność
lilia biała - czystość, niewinność, w symbolice religijnej kwiat Marii Dziewicy
lilia żółta - bogactwo
lipa - małżeńskie uczucie

Ł
łubin - wyobraźnia

M
macierzanka - ostrzeżenie
mak - wyjaśnijmy nieporozumienia
mimoza - skrytość uczuć, wrażliwość

N
nagietek - żal
narcyz - myślisz tylko o sobie
niezapominajka - pamiętaj o mnie

O
oliwka - zgoda
orlik - porzucenie, utrata zmysłów
oset - obietnica zemsty

P
paproć - prośba o szczerość
piwonia - mściwość, złość

R
robinia akacjowa - platoniczna miłość
rododendron - ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem
rozmaryn - intrygujesz mnie
róża biała - platoniczna miłość
róża czerwona - namiętność, wielka miłość, w symbolice chrześcijańskiej symbol Męki Pańskiej
róża herbaciana - fascynujesz mnie
róża różowa - masz tyle wdzięku
róża żółta - zdrada
rumianek - oddanie

S
sasanka - daj mi czas
słonecznik - gra pozorów, fałsz
stokrotka - niewinność
storczyk - dostatnie życie, elegancja
szałwia - zdrowe, szczęśliwe życie

T
tawuła - zwycięstwo
tuberoza - niebezpieczne uciechy
tulipan - cieszę się, że cię widzę, życzę zdrowia

U
ubiorek - obojętność

W
wawrzyn - chwała
wierzba - żal
winorośl - obojętność

Z
zawilec - irytujesz mnie

Powiedz mi to... kwiatami

O uczuciach w dzisiejszych czasach mówi się raczej otwarcie. Otwarcie i w moim odczuciu często dość banalnie - różową kartką walentynkową, pluszową maskotką, obowiązkowo zaopatrzoną w napis "I love You" czy poduszką ze zdjęciem i serduszkami. Na ten pseudo-miłosny kicz mam niestety (albo stety) alergię i jak przystało na dinozaura tęsknię za czasami, kiedy podobne wyznania czyniono nieco subtelniej. 

Jak powiedzieć "Kocham Cię", "Tęsknię za Tobą", "Podziwiam Cię" bez słów? Kwiatami.

Prawie trzy lata temu wpadła mi w ręce książka pod tytułem "Sekretny język kwiatów" (na pewno jeszcze o tym tytule napiszę). Zaczęłam czytać i... przepadłam. Przyznać się muszę, że romansów i ckliwych historii obyczajowych czytać nie lubię, wręcz bronię się przed nimi jak mogę. Jednak ta książka, która jednak co tu kryć romansem jest, niemal z miejsca trafiła na moją prywatną półkę z ulubionymi tytułami i jest przeze mnie odświeżana co najmniej raz na pół roku (to moje prywatne zboczenie, że potrafię jedną i tą samą książkę przeczytać dziesiątki razy - bynajmniej nie bez przyjemności). Siłą tej pozycji jest to, że pod płaszczykiem historii miłosnej autorka sprytnie ukryła niemal encyklopedyczną wiedzę o mowie kwiatów. Przyznam, że z zafascynowaniem wczytywałam się we fragmenty, w których główna bohaterka projektuje bukiety, które mówiły dużo więcej niż te dwa proste słowa. Lektura napędziła mnie do zgłębienia wiedzy tajemnej na temat języka kwiatów i dziś mogę powiedzieć, że jest to jeden z moich ulubionych tematów jeśli chodzi o florystyczną teorię.

Wiadomości ukryte w kompozycjach kwiatowych były ulubioną zabawą zakochanych w dawnych czasach - wtedy niemal każdy znał mowę poszczególnych kwiatów, wiedział w jaki sposób, przy użyciu określonych gatunków przekazać komuś wiadomość - i tą dobrą i tą gorszą. Dzisiaj (nad czym mocno ubolewam) język kwiatów odchodzi do lamusa, bukiet żółtych róż przyjmowany jest z radością, a kiedyś można było za niego dostać w przysłowiowy łeb przysłowiową nieoszlifowaną patelnią, a wiele roślin jest niesłusznie wykluczanych np. z bukietów ślubnych. Tu dla wyjaśnienia przytoczę historyjkę o moim własnym bukiecie ślubnym. 

Mój bukiet ślubny (i kotka Spacja w gratisie)
Autor bukietu: Piotr Salachna
Fot. Mariusz Strzelczyk
Przed ślubem, jak to przed ślubem, jak każda przyszła Panna Młoda, opracowywałam swój ślubny image w coraz drobniejszych szczegółach. Suknia była kupiona, dodatki też, buty przygotowane, biżuteria spoczywała w szufladzie czekając na swój wielki dzień, kolorystyka i styl całości opracowany, przegadany z Mamą i koleżankami. Przy wyborze bukietu ślubnego zacięłam się - wiedziałam tylko jakie mają być kolory i kształt - gatunki kwiatów podsunął mi wykonawca mojego cudeńka i okazały się strzałem w dziesiątkę. Niepodważalnym fundamentem i jedynym punktem stałym, wybranym grubo przed wyborem sukni ślubnej była jedna jedyna skromna roślinka - bluszcz pospolity, mój ulubiony - MUSIAŁ się tam znaleźć. Niemal natychmiast po tym jak w odpowiedzi na pytania niektórych znajomych i rodziny wyjawiłam moje "chciejstwo", urosła w siłę krucjata pod wspólnym wzniosłym hasłem "NIE dla bluszczu w bukiecie ślubnym Agnieszki". Powtarzający się argument brzmiał mniej więcej tak:
"A jak to będzie wyglądało - cmentarna roślina w bukiecie, to nieszczęście przynosi !!!"
Głowę suszono mi długo i namiętnie, ale na swoim postawiłam - bluszcz w bukiecie się znalazł. Jak się okazało instynkt mnie nie zawiódł - mój wymarzony bluszcz w mowie kwiatów oznacza nic innego jak wierność. Dobry przekaz w miłych okolicznościach składania przysięgi małżeńskiej? Ja myślę, że tak.

Mowa kwiatów powinna też nieodłącznie towarzyszyć osobom, które zajmują się florystyczną oprawą uroczystości religijnych - powstały wszak całe podręczniki na temat symboliki kwiatów w liturgii Kościoła i zajmując się tym tematem zdecydowanie warto się z nimi zaznajomić. Tu również niestety coraz częściej odbiega się od pielęgnowania tych pięknych tradycji wybierając to co aktualnie modne. Wielka szkoda...

Mam nadzieję, że zainteresowałam Was tym tematem. W następnym wpisie umieszczę słownik mowy kwiatowej - z jego pomocą naprawdę można skomponować bukiet, który powie bardzo wiele i bez liścika. Dodatkowo jakże miła to alternatywa dla zbioru smsów z serduszkami.

Kącik czytelniczy :)

Przed florystyką (prawie jak "przed naszą erą"...) myślałam, że zostanę architektem krajobrazu - stosowne studia ukończyłam, tytuł mam, jednak można rzec, że florystyka ukradła mnie projektowaniu zieleni. Jednak wciąż do architektury krajobrazu mam sentyment, objawiający się tym, że marzę o zwiedzeniu niektórych ogrodów świata (tutaj zdecydowanie wygrywa Japonia), czytam o tym, co w architekturze krajobrazu piszczy i nie odmawiam, kiedy ktoś mnie prosi o pomoc w tym zakresie. Największy sentyment (poza japońskimi ogrodami ;) ) mam jednak do tak zwanych ogrodów sensorycznych - zaprojektowanych z myślą o oddziaływaniu z większym naciskiem na jeden ze zmysłów, z pominięciem zmysłu wzroku, bo to oczywiste. Dlatego też tematem mojej pracy magisterskiej były właśnie ogrody sensoryczne, a konkretniej ogrody dla osób niewidomych i niedowidzących - kiedyś mam nadzieję będę miała okazję napisać trochę więcej na ten temat. Bardzo miło wspominam pracę nad tym projektem - pisanie pracy magisterskiej było dla mnie wielką przyjemnością. Wiele się wtedy nauczyłam, odnalazłam wiele bardzo interesujących książek i innych publikacji na ten temat - jedną z nich chciałam Wam dzisiaj przedstawić.

źródło: empik.com
Ogrody projektuje się w dzisiejszych czasach głównie tak, żeby dobrze wyglądały. A mogą przecież również pięknie pachnieć. Niestety publikacje na temat roślin ozdobnych skupiają się głównie na wyglądzie - ciężko o zestawienie roślin wydzielających przyjemne zapachy, gdzie wspomniano o czymś więcej niż tylko "kwiaty/liście/owoce pachnące". Tu z pomocą zwykłemu zjadaczowi chleba przychodzi zgrabna książka pod tytułem "Pachnący ogród" autorstwa Helgi Urban. Całość pięknie zapakowana w twardą oprawę, opatrzona mnóstwem kolorowych zdjęć i zasilona szeregiem informacji, począwszy od faktów historycznych, biologii zapachów i zmysłu powonienia oraz zasad projektowania ogrodów zapachowych. Osobiście bardzo przypadł mi do gustu podrozdział o komponowaniu w ogrodzie perfum z zapachów roślin. Kto by pomyślał, że dzięki niepozornej rabatce można na chwilę stać się perfumiarzem z prawdziwego zdarzenia ;) Autorka pokusiła się nawet o bardzo szczegółową paletę zapachów, która zdecydowanie potrafi mocno rozwinąć słownictwo "zapachowe". Na końcu książki (w sumie "na końcu" to złe sformułowanie - ta część zajmuje mniej więcej połowę treści) znajduje się obszerny leksykon pachnących roślin - od drzew i krzewów, poprzez pnącza, róże (osobna kategoria zapewne ze względu na ogrom odmian i zapachów), byliny, rośliny cebulowe, jednoroczne i dwuletnie, zioła, rośliny wodne, egzotyczne, gatunki o pachnących liściach, oraz takie, które kwitną zimą lub te, które przyjemne zapachy wydzielają jedynie po zmroku. W leksykonie nie brakuje szczegółowych tabelek, w których poszczególne gatunki są rozpisane według kategorii, intensywności oraz rodzaju wydzielanego zapachu (kłania się paleta zapachów z wcześniejszego rozdziału) - naprawdę warto się w nie zagłębić i sprawdzić samemu na ile różnych sposobów można opisać aromat wydzielany przez kwiaty róż.

Żeby nie było tak pięknie - książka ma jedną zasadniczą wadę - jest w tej chwili słabo dostępna, jednakże z pomocą przychodzą serwisy aukcyjne oraz biblioteki. Bardzo polecam sięgnąć do tej pozycji - po lekturze naprawdę można się zdziwić jak bardzo może być ważne powonienie przy projektowaniu przestrzeni zielonych...


Helga Urban, Pachnący ogród, wyd. Elipsa, 2000
http://www.empik.com/pachnacy-ogrod-urban-helga,43619,ksiazka-p
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...