VI Plenerowa Wystawa Florystyczna - epilog

Witajcie!

To był najdłuższy i najbardziej męczący weekend w moim życiu, ale zgrzeszyłabym ciężko gdybym powiedziała, że nie było warto. Bo było - i to bardzo. 

Wszystko zaczęło się w czwartek wieczorem, na spotkaniu zorganizowanym dla florystów biorących udział w wystawie. Było głośno i wesoło - miło było zobaczyć na żywo twarze znane z internetu i prasy fachowej. 

Piątek upłynął dosłownie w mgnieniu oka - o 9.00 hurtownia, odbiór zamówionych kwiatów i radość, że wszystko jest takie, jak zaplanowałam, później już Plac Mickiewicza, odnalezienie miejsca i rozpoczęcie prac "budowlanych". Dłuższy czas prognozy pogody straszyły deszczem przez cały weekend a w rezultacie cały dzień dokazywało piękne słońce, czego efekty, w postaci przypalonej skóry właśnie zdobią mój kark i całe ręce... ZAPAMIĘTAĆ - w przyszłym roku przed wystawą należy zakupić najwyższy możliwy faktor przeciwsłoneczny, żeby nie czuć się później jakby się miało skórę o pół rozmiaru za małą. ;) Bardzo miłe było to, że wiele osób przyszło na plac przyglądać się naszej pracy, robić zdjęcia, niektórzy nawet zagadywali o różne rzeczy związane z tematem. Były też pytania z tematem niezwiązane - najlepiej zapamiętam pana, który po uzyskaniu odpowiedzi na pytanie co to za impreza ucieszonym głosem zapytał "...a będzie chleb ze smalcem?" - pozdrawiam i mam nadzieję, że był. ;) Kiedy słońce się schowało, dla odmiany zaczęły dokuczać komary, które szczególnie upodobały sobie moją twarz, w skutek czego wyglądam teraz jak wyglądam. :D Pracę skończyliśmy właściwie już w ciemności, bo o godzinie 22.00 - zmarznięci, spaleni słońcem (zabawne uczucie, kiedy człowiek trzęsie się z zimna a jednocześnie czuje ogień na karku i ramionach :D ) pogryzieni i głodni.
...a mówi się, że florysta taką łatwą pracę ma... ;)

W sobotę dzień pracy również zaczął się wcześnie, ponieważ oprócz pracy głównej i bukietu ślubnego postanowiłam jeszcze zimą, że zrealizuję swoje wielkie marzenie i stworzę suknię z kwiatowymi elementami. Tak też się stało, suknia przyozdobiła manekina w oczekiwaniu na przygotowanie mojej modelki (uznałam, że to żadna sztuka stworzyć suknię do umieszczenia "na wieszaku" - miała być do noszenia i tak też ją przygotowałam). W samo południe rozpoczęła się część oficjalna wystawy - każda z osób, które wzięły udział w wystawie otrzymała dyplom uczestnictwa i kilka pamiątek. Wtedy też Oliwia, moja modelka, rozpoczęła prezentację sukni, która natychmiast ściągnęła tłumek zwiedzających w pobliże mojej pracy. Ludzie ustawiali się w kolejce do zdjęć, zwłaszcza panowie bardzo chętnie fotografowali się z Oliwią - w sumie trudno się dziwić. ;)

W nocy z soboty na niedzielę nadszedł w końcu ten deszcz, którym straszono mnie wcześniej. Jak przyszedł, tak padał całą noc i cały ranek. Na szczęście później niebo się przetarło, wyszło słońce i na Placu Mickiewicza bynajmniej nie było pusto. Spędziłam dzień bardzo miło, na oglądaniu prac innych florystów (wcześniej nie było czasu!), rozmowach ze zwiedzającymi i rozdawaniu ulotek reklamujących pracownię (reklama to podstawa!). Ironią losu należy nazwać to, że kiedy wybiła godzina 17.00 i nadeszła pora na rozmontowanie prac i zabranie się do domu, ktoś na górze włączył deszcz i to nie byle mżawkę a taką ulewę, że nawet kurtka przeciwdeszczowa pożyczona od Taty niewiele dała. Jeszcze większą ironią losu jest to, że jak tylko skończyliśmy deszcz się wyłączył i wyszło słońce. 
...największą ironią losu zaś jest to, że praca montowana przez cały piątek dała się rozmontować w 45 minut. 

Cóż... wystawa do już historia, pozostały mi po niej piękne pamiątki i już teraz myślę o edycji przyszłorocznej, mam wielką nadzieję, że na myśleniu się nie skończy. :)

Przyszła pora na podziękowania. Przede wszystkim należą się one moim kochanym Rodzicom, którzy bardzo dzielnie pomagali mi przed wystawą, w trakcie i po jej zakończeniu - Mama z kwiatami, Tata ze wszystkimi sprawami technicznymi i siłowymi - worek medali Wam się za to należy, nie byłoby tej pracy bez Was! Mój Mąż za to chyba w końcu oduczył mnie panikowania, bo stres owszem był, ale bez tragedii jak to bywało dawniej. ;) Dziękuję też moim Teściom za odwiedziny i pomoc samochodową w sobotę rano, a także mojemu Kuzynowi Przemkowi za uratowanie nas w niedzielę. :)
...a dalej w kolejności alfabetycznej:
- Agnieszce Czech za towarzystwo, patent na mocowanie manekina, drut florystyczny i Pepsi ;)
- Emilii Kapce-Czerwińskiej za bycie we właściwym miejscu we właściwym czasie i zdjęcia :)
- Karolinie Kuklińskiej za piękny makijaż Oliwii
- Łukaszowi Popielarzowi za piękne zdjęcia, które zapewne niedługo znajdą się na blogu
- Małgorzacie Makarewicz za haczyki :)
- Michałowi Baczyńskiemu ze Studia Evolution za udokumentowanie piątku i soboty
- Mirelli Okińczyc-Zuwalskiej za pomoc przy rozmontowaniu pracy w tym strasznym deszczu
- Oliwii Styczyńskiej za przyjęcie zaproszenia i dzielną pracę mimo niedogodności słoneczno-wietrznych
- Piotrowi Salachnie za to, że dzięki niemu poszłam drogą, która mnie zaprowadziła do tego miejsca, tej wystawy, tej pasji i zawodu

... i wszystkim zwiedzającym za odwiedziny, uśmiechy i wiele ciepłych słów pod adresem mojej pracy :)

A teraz trochę zdjęć (zdjęcia: Emilia Kapka-Czerwińska)

Bukiet ślubny.


Praca główna.


Suknia jeszcze na manekinie...



...i na Oliwii :)


Nawet pan Prezydent Miasta zrobił sobie z nami zdjęcie :)


4 komentarze:

  1. Patrzę na te fotki i nie mogę się nadziwić.
    Twoje prace kojarzą mi się z najlepszą kuchnią - niby nic, niby mało, niby łatwe, a w rzeczywistości wielkim nakładem pracy tworzysz wykwintne, wyszukane dzieła.

    Uwielbiam Twój blog i Twoją pracę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, dziękuję, aż mi się łezka wzruszenia zakręciła jak przeczytałam :))) Tym bardziej, że o ile dobrze pamiętam jesteś ze mną prawie od samego początku. Dziękuję!!!

      Usuń
  2. piękne i idealne!!!! Genialna robota;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...