Dzisiaj kilka złotych rad jak wydłużyć życie kwiatom ciętym.
Żelazna zasada - wodę w naczyniu z kwiatami wymieniamy codziennie - niestety dość często spotykam się z metodą "dostaję kwiaty -> ładuję je do wazonu -> po czterech dniach kwiaty wyrzucam -> woda w wazonie jest obrzydliwa i wylewam ją do WC zatykając nos". Pomijając już kwestie tego, że czterodniowa woda, w której stały kwiaty jest na dobrej drodze do wynalezienia koła i wojen religijnych, że bakterie mnożą się w niej na potęgę, powodując mało estetyczny wygląd całości oraz dość interesujące wrażenia zapachowe, że woda taka na pewno nie jest dobra dla ludzi przebywających w danym pomieszczeniu. Dla trwałości naszych kwiatów taka woda jest przysłowiowym gwoździem do trumny. Dlaczego? Rośliny pobierają wodę wiązkami rozmieszczonymi w łodygach. Wraz z brudną wodą przenikają do nich bakterie, które działają jak korek odsyłający kwiaty do krainy wiecznego kwitnienia, do której droga wiedzie przez kosz na śmieci.
Kolejnym rytuałem, który powinien wejść w krew przy kwiatach ciętych jest podcinanie ich przy każdej zmianie wody. I nie chodzi o podcinanie "byle czym i byle jak" - zasada jest prosta - łodygi podcinamy maksymalnie ostrym nożem (od zarazy, wojny, głodu i nożyczek chroń nas Panie Boże! ) pod kątem 45 stopni - w ten sposób roślina jest w stanie najefektywniej pobierać wodę. Dlaczego nóż a nie nożyczki? Sprawa jest prosta - nożyczki przy obcinaniu miażdżą wiązki przewodzące w łodygach - tylko przy stosowaniu noża i odpowiedniego kąta cięcia pozostają one maksymalnie otwarte. Z tego samego powodu złotą "szamańską" radę o tym, że łodygi kwiatów należy rozbić na końcach młotkiem należy zaklasyfikować jako mit i ostatecznie wyrzucić go z głowy.
Często widuję kwiaty w wazonach "upchnięte" tam na siłę, z liśćmi pod wodą, zalane po brzeg naczynia lub z minimalną ilością wody na dnie. W wodzie nie ma prawa znajdować się nic poza samymi łodygami - każdy zatopiony liść to porcja gnicia, porcja gnicia to porcja bakterii, natomiast każda dodatkowa porcja bakterii to skrócenie życia naszym kwiatom. Przy układaniu kwiatów w wazonie przyjrzyjmy się im i usuńmy nożem wszystkie liście, które zatopią nam się pod poziomem wody - rośliny będą wdzięczne.
Poziom wody w wazonie też ma znaczenie i zależy od tego co do danego wazonu chcemy włożyć. Zasada ogólna mówi, że kwiaty o łodygach gładkich, bez meszków i włosków (choćby róże) lubią stać w wodzie po kolana, a te, które mają łodygi owłosione (jak gerbery) wolałby zamoczyć jedynie stopy. Wyjątki zdarzają się tutaj tak jak w każdej dziedzinie - cantedeskia (z uporem maniaka nazywana przez wiele osób kalią lub o zgrozo! "kantedeską") w głębokiej wodzie koncertowo gnije a łodygę ma gładką.
Do wody warto dodać "wspomagacze" - domową metodą można wykonać odżywkę do kwiatów rozpuszczając w jednym litrze czystej wody:
- 1 łyżkę cukru
- 2 łyżki soku z cytryny (lub pół łyżeczki kwasku cytrynowego)
- ćwierć łyżeczki środka do dezynfekcji na bazie podchlorynu sodu (chociażby Domestos) - tak, to nie jest żart ;)
Jeśli nie mamy ochoty na eksperymenty chemiczne możemy zakupić gotowe odżywki w formie proszku do rozpuszczania w wodzie. Odżywki gotowe są o tyle wygodne, że można je nabyć w małych saszetkach, idealnie przygotowanych do rozpuszczenia w litrze wody. Dzięki nim woda pozostaje przejrzysta, hamują rozwój bakterii, poprawiają parametry wody i jeśli wierzyć zapewnieniom producentów mają również wpływ na wybarwianie się i zapach kwiatów.
Na to jak długo będziemy cieszyć się kwiatami ciętymi ma również wpływ miejsce, w którym je ustawimy - kwiaty cięte nie lubią zbyt nasłonecznionych i zbyt ciepłych miejsc. Nie lubią też towarzystwa... owoców. Owoce wydzielają szkodliwy dla kwiatów etylen, który dla roślin jest "gazem starzenia się" - z tego też powodu martwe natury z koszem owoców i wazonem z kwiatami lepiej jest pozostawić na płótnach i nie powielać ich w domach, ponieważ dla tych drugich nie skończy się to najlepiej.
Etylen wydzielają również umierające kwiaty, dlatego ważne jest systematyczne usuwanie z bukietów kwiatów które swój żywot definitywnie zakończyły. Jest on również obecny w dymie papierosowym - ot kolejny powód do niepalenia, a już na pewno do niepalenia w mieszkaniu ;)
Polecam z całego serca zmianę nawyków w opiece nad kwiatami ciętymi - z zastosowaniem tych rad cieszyłam się moim bukietem ślubnym z frezji i storczyków prawie dwa tygodnie, imieninowymi i urodzinowymi różami i goździkami czasami nawet ponad dwa tygodnie, a anturium od Teściów prawie cały miesiąc.
Zgadzam się, że wydanie 8 zł na różę, która "postoi dwa dni i padnie" to może nie wyglądać na opłacalne, ale na taką, która pocieszy nasze oczy dwa tygodnie to już raczej dobry interes - wystarczy trochę dobrych chęci.